czwartek, 3 stycznia 2019

W lesie deszczowym

Po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć to, co budziło zawsze dreszcze emocji u mnie: las deszczowy! Sama nazwa przywodzi na myśl książki podróżnicze z XIX wieku, wspomnienia nazwisk Stanleya i Livingstone'a oraz czytane w dziecięctwie wspomnienia Arkadego Fiedlera (najbardziej kochałam jego opowiadania poświęcone zwierzętom Amazonii).

Lasy deszczowe na Puerto Rico pokrywają już niewielki obszar objęty rezerwatem El Yunque. Ponieważ jest to wyspa (niezbyt duża) nie ma na niej żadnych wielkich ssaków. Prawdę powiedziawszy największym rodzimym ssakiem jest nietoperz. Spośród gatunków przywiezionych spotyka się zaś głównie psy i koty :)

Na Puerto Rico nie ma też ani jednego gatunku jadowitego węża (są 4 gatunki węży, ale wszystkie zaliczane do dusicieli). 

Bezbrzeżna jest natomiast obfitość gadów oraz bezkręgowców. No i oczywiście roślinność.

Roślinność lasu deszczowego jest niesamowita, zachwycająca i drapieżna. Nazwa "las deszczowy" też zobowiązuje. Najdłuższy i najtrudniejszy szlak pokonywaliśmy w deszczu grzęznąc po kostki w błocie. W pewnym momencie stwierdziłam, że bardziej mokra już być nie mogę, co pozwoliło spokojnie, bez unikania błotka i bawienia się w obchodzenie brzeżkiem śmiało kroczyć naprzód.

Wokół słyszeliśmy mnóstwo ptaków, ale niestety wypatrzenie ich w gęstym listowiu jest niemal niemożliwe. Nawet tych mniej rzadkich okazów ptasiej fauny niż endemiczna portorykańska zielona papuga, której liczebność w chwili przypłynięcia Kolumba oceniano na 100.000 - 1.000.000 osobników, a w najbardziej krytycznym roku 1975 żyło ich na wolności 13 (słownie: trzynaście). Od tego czasu sytuacja ciut się poprawiła i dziś na wolności mieszka około 100 zielonych papug, jednak ci, którym uda się taki klejnot wypatrzeć mają więcej szczęścia niż trafiając 6 w toto-lotka. Nam się nie udało. Niemniej i tak mieliśmy co podziwiać. Popatrzcie:












 Powyżej: tak wyglądał szlak :)