piątek, 31 sierpnia 2018

Assateague National Park

Wyspa na pograniczu Maryland i Virginii. Ocean, słone mokradła, wysokie temperatury.
Wydmy z białego piasku, zatrzęsienie ptactwa (głównie czapli).
Błękitne kraby spacerujące po dnie płytkich rozlewisk.
Pomosty nad rozlewiskami.

Wiele jest takich miejsc? Może nie, ale trochę z pewnością jest. Jednak coś Assateague wyróżnia - dzikie konie. Na tym terenie żyje kilka stad dzikich koni, które wprawdzie zbliżają się czasem do ludzi, ale też czasem gryzą. A czasem zajmują miejsce pod parasolem na plaży. I wtedy zostaje się na jakiś czas bez krzesełek, chłodnego napoju i kawałka cienia jak przydarzyło się to grupce turystów.

Na plecach dzikich koni czasem jeżdżą ptaki pozbawiające je pasożytów skóry, ale nigdy przenigdy nie ludzie. Konie w tym zakątku wydają się naprawdę doceniać brak siodła od pokoleń. Warto odwiedzić Assateague.















poniedziałek, 6 sierpnia 2018

King's Dominion czyli wesołe miasteczko w Wirginii

Nie jest to Six Flags, ale jest naprawdę spore. 14 roller coasterów daje spory wybór miłośnikom tych urządzeń (jak ja), poza tym jest trochę ostrych karuzel, trochę rodzinnych i sporo dziecięcych. No i występy, gry, orkiestry dęte, dużo kalorycznego amerykańskiego jedzenia (najzdrowsza opcja to chyba restauracja kwakrów - z nazwy nie wiem czy naprawdę prowadzona przez kwakrów choć sporo ich w Wirginii jest).






piątek, 3 sierpnia 2018

Fredericksburg, Wirginia cz. 2 - BITWA

Fredericksburg to również miejsce jednej z największych i najważniejszych bitew wojny secesyjnej. Pod względem ilości żołnierzy w polu była największa (200.000 żołnierzy po obu stronach), pod względem ofiar była w czołówce, chociaż Gettysburg ją wyprzedził. Co się stało?

We wrześniu 1862 r. prezydent Lincoln stworzył szkic deklaracji o emancypacji dającej wolność czarnym niewolnikom w stanach skonfederowanych w dniu 1 stycznia 1863 r. Jego zamysłem (stąd długie vacatio legis) było skłonienie Południa do rokowań pokojowych. Był gotowy na pewne ustępstwa (prawdopodobnie dotyczące odszkodowania za utraconą "własność") i dążył do szybkiego zakończenia wojny. Do tej pory potyczki Północy i Południa miały charakter czysto militarny, nie dotykały ludności cywilnej, a wojna była prowadzona tak, aby uszanować drugą stronę, jej mienie i styl życia. To się miało zmienić. 
Południe nie przystąpiło do negocjacji, deklaracja o emancypacji wzbudziła wściekłość. Niemniej Lincoln nie rezygnował. Chciał szybkiego pokoju. Uznał, że jeżeli przed datą wejścia w życie tego aktu prawnego Południe otrzyma militarny cios będą bardziej skorzy do ustępstw. W tym celu na początku listopada 1862 r. powierzył dowództwo Armii Potomacu generałowi Ambrose'owi Burnside'owi, który wcześniej odmówił objęcia dowództwa tłumacząc się brakiem odpowiednich kwalifikacji. Był absolwentem West Point i doświadczonym dowódcą, niemniej żaden z dowódców w tamtej wojnie nie miał pod komendą tak wielkich armii, żaden nie dowodził w wojnie nowoczesnej, która zmieniła całą taktykę. Burnside miał po prostu więcej pokory, żeby to przyznać.

Tym razem rozkazy były jednoznaczne. Ma zadać cios Południu i zrobić to do końca roku. Burnside wiedział, że zadanie było bardzo trudne, niemniej nie miał wyjścia. Uznał, że atak na armię generała Lee i odcięcie jej od Richmond oraz zagrożenie Richmond (stolicy konfederatów) powinno wypełnić oczekiwane zadanie. Czy miał rację nigdy się nie dowiemy. Historia potoczyła się inaczej.

Burnside postanowił przekroczyć dzielącą terytoria Północy i Południa rzekę Rapahanock we Fredericksburgu. W tamtym okresie nie istniał już żaden most łączący jej brzegi (zburzone we wcześniejszym okresie wojny), a znana z szybkiego przybierania wody i gwałtownych powodzi rzeka była niebezpieczna. Burnside zgłosił kwatermistrzostwu Północy zapotrzebowanie na mosty pontonowe i inżynierów i otrzymał zapewnienie, że dotrą na miejsce zaraz, może przed jego armią. Nikt nie poinformował go o kłopotach. Niestety mosty dotarły dopiero około 10 dni po nadejściu liczącej 120.000 żołnierzy Armii Potomacu  kiedy element zaskoczenia już został zmarnowany i armia gen. Lee zaczęła gromadzić się po drugiej stronie rzeki. Artyleria Południa miała czas na zajęcie doskonałych miejsc, dokonanie pomiarów odległości i przygotowanie do odparcia ataku. Inżynierowie Północy w trakcie budowania przeprawy znaleźli się pod intensywnym ostrzałem - straty były znaczne. kiedy w końcu doszło do ataku - 13 grudnia 1862 r. - wojska Armii Potomaku znalazły się pod intensywnym ogniem sił Południa. Udało im się zająć i splądrować Fredericksburg (pierwszy atak na własność cywilną i prywatną w tej wojnie, raczej przypadkowy, związany z trudną przeprawą i nadużyciem alkoholu, ale zmienił charakter tej wojny, choć do celowej taktyki niszczenia generałów Granta i Shermana było jeszcze daleko). jednak ogień prowadzony ze wzgórz Marye zdziesiątkował przy ataku wojska jankeskie. Po 3 dniach zmagań Armia Potomaku wycofała się na drugą stronę Rapahanock i tam założyła obóz zimowy. Armia Lee założyła go po drugiej stronie rzeki. W oczekiwaniu na wiosnę żołnierze wymieniali na korowych łódeczkach kawę (której brakowało na południu) i tytoń (którego nie było na północy) by z nastaniem lepszej pogody wznowić rzeź.
Na wzgórzu Marye jest dziś cmentarz wojskowy, na którym leży trochę ponad 15.000 żołnierzy obu stron. 80% z nich nigdy nie zidentyfikowano. Dopiero pod koniec wojny secesyjnej żołnierze, zdając sobie sprawę z ryzyka, ze ich rodziny nigdy nie poznają ich losu, wszywali masowo naszywki z imieniem i nazwiskiem w mundury. 
Do historii tego starcia przeszła też historia "Anioła ze Wzgórz Marye" sierżanta Richarda Kirklanda, żołnierza Południa, który po dwóch dniach słuchania jęków rannych żołnierzy Północy nie mogących się wycofać na swoje pozycje i błagających o wodę zaczął ją roznosić. Gdy żołnierze obu stron zorientowali się co robi wstrzymano ogień, nikt do niego nie strzelał. Kirkland zginął w bitwie rok później, ale jego historia przetrwała i dziś we Fredericksburgu ma pomnik.





czwartek, 2 sierpnia 2018

Fredericksburg, Wirginia

Fredericksburg jest jednym z najstarszych amerykańskich miasteczek, z miłą atmosferą, aurą historii i ciekawymi zabytkami.

Rising Sun Tavern była "właściwą" gospodą (poważaną i dającą schronienie również podróżującym kobietom bez utraty przez nie statusu damy) w domu, który należał kiedyś do najmłodszego brata George'a Washingtona, Charlesa, następnie przeszedł w ręce najstarszego syna Charlesa, a po sprzedaży był w kolejnej rodzinie przez ponad 100 lat, pomimo utraty licencji na prowadzenie tawerny i wyszynku (nie znamy powodów, ale musiały być poważne, gdyż właściciele nigdy nie spróbowali jej odzyskać).

Wnętrza są zachowane dając wymowne świadectwo temu, że nawet najbardziej obskurny pensjonat dzisiaj nie jest zły ;). Zgodnie z regułami (na zdjęciach) więcej niż 5 osób nie powinno nocować w jednym łóżku i nie należy robić tego w butach. Oczywiście podział płciowy w sypialniach był sztywny. Tak sztywny (kobiet zresztą zatrzymywało się tam niewiele, kilka rocznie), że kobiety w czasie posiłku i całego pobytu oddzielano od mężczyzn. Barman był chroniony przed krewkimi, podpitymi gośćmi specyficzną klatką wokół baru, a pościel zmieniano jak ją prano... co kilka miesięcy. Spało się w pozycji półsiedzącej najczęściej gdyż miało to chronić przed zakażeniem gruźlicą od złego powietrza (teoria zarazków dopiero się miała narodzić). 
Mówimy o czasach przed wojną o niepodległość. Świadectwem tego, że podatki (niesłuszne, niesprawiedliwe i zbyt wysokie) też nie zostały wymyślone dzisiaj. Już wiem skąd wzięły się stoły na 3 nogach: opodatkowane było posiadanie mebli, ale za meble uważano sprzęty mające 4 nogi lub więcej, zatem 3-nogie stoły były baaardzo powszechne. Podobnie jak fotele z blatem na zawiasach, który z oparcia mógł stać się blatem stołu, gdy była taka potrzeba. Takie dwa w jednym :) . Były też talie kart z epoki. Bez numerów na kartach (nikt nie śmiałby obrazić wyedukowanego towarzystwa grającego w karty sugestią, że nie potrafią policzyć symboli na kartach), oraz... bez 52 karty. Można było grać w 51 kart lub poprosić o ostatnią, pięknie udekorowaną, z symbolem króla Jej użycie wiązało się z dodatkową opłatą, jako, że... tak, tak, gra w karty też była oczywiście opodatkowana.

Zdjęć we wnętrzach nie można było robić zatem tylko obiecane ogłoszenie o cenach i zasadach przed tawerną.
Na szczęście w sąsiednim zabytku wolno było robić zdjęcia - była to pochodząca z okresu przedrewolucyjnego apteka prowadzona przez Szkota, aptekarza, lekarza, chirurga i dentystę. Taka kumulacja fachów w Anglii była niedozwolona, ale w koloniach można było zaszaleć (pod warunkiem oczywiście odprowadzenia dla korony należytych podatków). Doktor Mercer cieszył się uznaniem miejscowych, leczył dzielnie używając wielu leków zgodnie z teorią czterech humorów, której był zwolennikiem. Leczył zarówno dżentelmenów jak i damy stosując wielorakie środki. Rwał zęby, puszczał krew, stosował rtęć, ale też mniej szkodliwe i do dziś pozostające (w niektórych wypadkach) w łaskach zioła oraz pijawki. Dochował się 4 synów i córki, która poślubiła niejakiego Pattona. Prapraprawnukiem tego związku był słynny amerykański generał. Oto jak wygląda ta apteka:



Zdrowia wszystkim życzę!