sobota, 8 grudnia 2018

NOWY ORLEAN - miasto muzyki

W Nowym Orleanie spędziłam ostatnio trochę czasu, zakochałam się w nim na zabój. Cud, że stamtąd wróciłam (rozważałam zostanie) i teraz jestem duszą w Nowym Orleanie. Więc najbliższe relacje będą stamtąd.
Nowy Orlean... Miasto literatury, sztuki, muzyki (narodziny rythm and bluesa i jazzu), miasto kreolskie z unikalną kulturą. Wyluzowane, radosne, kolorowe, ale też miasto kontrastów. Bogactwa i biedy. Radości i rozpaczy. Najwyższej sztuki i zbrodni. Najbardziej katolickie z amerykańskich miast z wciąż znaczącą populacją wyznawców voodoo (oczywiście nie tego hollywoodzkiego mambo jumbo tylko prawdziwego voodoo). Na pewno kilka wpisów mi zajmie.

Dziś będzie o muzyce.

Na pewno najbardziej kojarzoną z Nowym Orleanem muzyką jest jazz, który tu się narodził. Wyrósł z ragtime, afrykańskich gospeli, muzyki klasycznej i zachodnioafrykańskich rytmów. Najpiękniejsza muzyka świata.
W Dzielnicy Francuskiej, ale i poza nią wystarczy się kawałek przejść żeby trafić na kogoś grającego.

Może się to zdarzyć przed katedrą (w czym znak proszący o zachowanie ciszy nie przeszkadza).


Występuje w każdym barze w dzielnicy rozrywek, a przynajmniej w co drugim, po zmroku, nie zawsze TAK doskonały jak ten grany na poniższych zdjęciach, ale zawsze dobry

Grany jest w czasie wieczornych rejsów po Mississippi


Albo wprost na ulicy


Sami posłuchajcie:
Nowoorleańczycy nie pozostawiają bez muzyki żadnego ważnego momentu swojego życia. Poniżej zdjęcia orszaku ślubnego - na początku jedzie dwóch policjantów na Harleyach, za nimi państwo młodzi, za nimi orkiestra jazzowa, a potem orszak weselny:

Jazz towarzyszy też pogrzebom, i o ile w drodze na cmentarz gra się smutne kawałki, o tyle po wyjściu z cmentarza nastrój się zmienia. Zmarły jest już w lepszym miejscu, a żywym pozostaje... jazz. Poniżej pogrzeb w Nowym Orleanie:
jazzowy pogrzeb

Tradycją pogrzebów jest natomiast składanie ciał w podniesionych wysoko grobowcach. Nowy Orlean jest katolickim miastem i przed 1803 r.  było nawet nielegalnym być tu innego wyznania. Jak wiadomo kremacja w kościele katolickim długo była zakazana, próbowano chować zwłoki jak na starym kontynencie, ale NOLA jest na cyprysowym bagnie, 51% miasta (dzisiejszego) jest położona poniżej poziomu morza, większość wyrosła z moczar. Ciała chowane w ziemi wypływały po pierwszym deszczu, a trumny z kolonizatorami wesolutko spływały bagnistymi ulicami miasta. To nie mogło się podobać.
Zaczęto wznosić grobowce w górę. Do dziś w Nowym Orleanie chowając kogoś składa się go w trumnie, którą umieszcza się na półce grobowca.  Gdy minie rok i jeden dzień grobowiec się otwiera, trumnę pali, resztki ciała (a w piekielnym klimacie Nowego Orleanu po roku wiele nie zostaje) pakuje do torby i spycha drągiem do komory pogrzebowej (jaskini pogrzebowej) na końcu grobowca (stąd angielskie powiedzenie 'I will not touch you with 12 feet pole'). I robi się miejsce na następnego. W grobowcu może zmieścić się nawet kilkaset osób (co biorąc pod uwagę jego cenę w Nowym Orleanie na historycznym cmentarzu czyni z niego doskonałą inwestycję).
Miasto, w którym przez ponad 150 lat żółta febra, malaria, cholera i inne choroby były corocznymi zjawiskami musi mieć gdzie chować swoich zmarłych. Na najstarszym cmentarzu wśród innych pochowanych leżą Marie Laveau (choć nie w tym grobowcu, który jest oznaczony jako jej miejsce pochówku, nie wiemy tak naprawdę gdzie leży) czy też Myra Clarck Gaines - pierwsza kobieta, która występowała we własnym imieniu w sądzie (i wygrała, a sprawa była wielka). 
Zobaczcie jak wygląda najsłynniejszy cmentarz Nowego Orleanu:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz