poniedziałek, 31 grudnia 2018

Tam gdzie Piraci z Karaibów

To nie jest mój ulubiony film, ale trzeba przyznać, że kręcony był w wyjątkowo pięknej scenerii. Właśnie na Karaibach, a ściślej (przynajmniej częściowo) na Puerto Rico.
Na północnym wybrzeżu Puerto Rico jest ostre, rozległe pole lawowe. Chodzenie po nim wymaga solidnych butów, lawa potrafi przeciąć podeszwy lekkich tenisówek.
Z jednej strony pole lawy graniczy z palmowym zagajnikiem przechodzącym miejscami w zarosla namorzynowe. Z drugiej strony rozbija się o nią morze.
To jedno z najpiękniejszych, najspokojniejszych miejsc jakie znam. Można spędzić dzień gapiąc się na rozbryzgujące się fale wystrzelające ze skalnych grot i szczelin jak gejzery.
Nie wszyscy tak myślą, mój syn był znudzony po 20 minutach, ale na mnie to miejsce działa magicznie.

Blisko jednego krańca pola lawy znajduje się grota w kształcie dzwonu z 3-4 ujściami podobnymi do kominów. Tam wyrzeźbiono prekolumbijskie petroglify datowane na jakieś 800-900 lat. Zejście do nich było możliwe po drabinie jeszcze dwa lata temu dopóki coraz więcej współczesnych wandali nazywających się nie wiadomo dlaczego turystami postanowiło konkurować z dawnymi mieszkańcami wyspy. Drabiny już nie ma. Zejście jest możliwe, ale wymaga 3-4 metrowej wspinaczki ciasnym kominkiem.

Nawet jeżeli nie zdecydujecie się na zejście petroglify są nieźle widoczne, a samo miejsce pozostaje bajkowe. Jak widać:












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz