Wszędzie na terenach byłego ZSRR,
gdy trafia się w miejsca noszące nazwę pobliskiego miasteczka czy osady, ale
opatrzone kolejnym numerem wiadomo, że trafiliśmy do zamkniętego wojskowego
(czasem więziennego) ośrodka, którego próżno by szukać na mapach z okresu ZSRR
(a i na współczesnych mapach nie zawsze można te miejsca znaleźć), o którego
istnieniu wiedzieli nieliczni i – rozsądnie – nie chwalili się swoją wiedzą.
Czarnobyl 2 to niewielkie
skupisko ludzkie, w środku otaczających dawną elektrownię lasów. Powstało razem
z elektrownią wokół jednej z najdziwniejszych radzieckich inwestycji. Ogromny
radar (drugi podobny istniał w kraju za-amurskim, ale został już przerobiony na
żyletki) miał alarmować radzieckie władze w przypadku ataku rakietowego na ich
kraj. Projekt był głównie teoretyczny i nawet jego twórcy wiedzieli, że przydatność
tego systemu była wątpliwa – o ile wykryłby zmasowany start rakiet dalekiego
zasięgu, o tyle ich mniejsza liczba pozostałaby niewykryta bądź zostałaby
uznana za (częste) fałszywe echo. Niemniej, nie licząc się z ekonomią i ludzkim
życiem, zbudowano ogromny radar. Na obwieszonej dipolami konstrukcji o długości
800m. i wysokości 150 m. zainstalowano tony radzieckiej elektroniki z lat
80-ych. Prądożerczość systemu wymuszała jego umieszczenie w pobliżu dużej
elektrowni (stąd lokalizacja). Jego moc i sposób działania powodowały
zakłócenia sygnału telewizyjnego w USA i Kanadzie oraz cywilnych sieci
łączności morskiej i lotniczej (po protestach władze ZSRR wprawdzie
zaprzeczyły, żeby zakłócenia wynikały z jakiejkolwiek działalności w Kraju Rad,
ale starały się już nie zajmować częstotliwości cywilnych). Największy jednak
wpływ istnienie konstrukcji miało na życie niektórych ludzi. Miasteczko było
tajne, zmilitaryzowane, i o ile specjalistyczny personel przebywający tu z
rodzinami korzystał z mieszkań, szkół i zaopatrzenia na wyższym niż przeciętny
poziomie, o tyle pilnujący tego miejsca żołnierze (zwykle odbywający
standardową służbę wojskową i pewnie nie zawsze świadomi w którym miejscu
ogromnego imperium się znajdują) mieszkali skoszarowani w 50-osobowych salach,
nie mieli cienia wolności czy prywatności, a ich warunki życia oddawał nieźle
dawny radziecki dowcip o wojskowym wyżywieniu: na śniadanie woda z kapustą, na
obiad kapusta bez wody, na kolację woda bez kapusty.
Po czarnobylskiej katastrofie, w
trakcie której system był jeszcze w fazie testów i rozruchu, przysłano tu
wysokospecjalistyczny oddział wojsk chemicznych, aby „umył” konstrukcję z
radioaktywnego zanieczyszczenia. Prace trwały miesiąc i nie przyniosły (poza
ludzkimi tragediami) spodziewanych rezultatów. Wraz z niepodległością Ukrainy
doszły inne względy, dla których utrzymanie radaru stało się niemożliwe.
Zabrano więc możliwy do wywiezienia sprzęt i wycofano się ostatecznie z tego
terenu. Dziś chłodnie kominowe systemu chłodzenia komputerów (przy ich
technologii, mocy i sposobach chłodzenia z początku lat 80-ych wymagało to
budowania takich urządzeń), dawne baraki wojskowe, system laboratoriów i –
przede wszystkim – ogromny szkielet radaru świadczą o tym jeszcze jednym
ciekawym epizodzie historii ZSRR, którego ujawnienie i koniec zapoczątkowane
zostały czarnobylską katastrofą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz