niedziela, 14 sierpnia 2016

Czarnobyl 2 - miasteczko którego nie było



Wszędzie na terenach byłego ZSRR, gdy trafia się w miejsca noszące nazwę pobliskiego miasteczka czy osady, ale opatrzone kolejnym numerem wiadomo, że trafiliśmy do zamkniętego wojskowego (czasem więziennego) ośrodka, którego próżno by szukać na mapach z okresu ZSRR (a i na współczesnych mapach nie zawsze można te miejsca znaleźć), o którego istnieniu wiedzieli nieliczni i – rozsądnie – nie chwalili się swoją wiedzą.







Czarnobyl 2 to niewielkie skupisko ludzkie, w środku otaczających dawną elektrownię lasów. Powstało razem z elektrownią wokół jednej z najdziwniejszych radzieckich inwestycji. Ogromny radar (drugi podobny istniał w kraju za-amurskim, ale został już przerobiony na żyletki) miał alarmować radzieckie władze w przypadku ataku rakietowego na ich kraj. Projekt był głównie teoretyczny i nawet jego twórcy wiedzieli, że przydatność tego systemu była wątpliwa – o ile wykryłby zmasowany start rakiet dalekiego zasięgu, o tyle ich mniejsza liczba pozostałaby niewykryta bądź zostałaby uznana za (częste) fałszywe echo. Niemniej, nie licząc się z ekonomią i ludzkim życiem, zbudowano ogromny radar. Na obwieszonej dipolami konstrukcji o długości 800m. i wysokości 150 m. zainstalowano tony radzieckiej elektroniki z lat 80-ych. Prądożerczość systemu wymuszała jego umieszczenie w pobliżu dużej elektrowni (stąd lokalizacja). Jego moc i sposób działania powodowały zakłócenia sygnału telewizyjnego w USA i Kanadzie oraz cywilnych sieci łączności morskiej i lotniczej (po protestach władze ZSRR wprawdzie zaprzeczyły, żeby zakłócenia wynikały z jakiejkolwiek działalności w Kraju Rad, ale starały się już nie zajmować częstotliwości cywilnych). Największy jednak wpływ istnienie konstrukcji miało na życie niektórych ludzi. Miasteczko było tajne, zmilitaryzowane, i o ile specjalistyczny personel przebywający tu z rodzinami korzystał z mieszkań, szkół i zaopatrzenia na wyższym niż przeciętny poziomie, o tyle pilnujący tego miejsca żołnierze (zwykle odbywający standardową służbę wojskową i pewnie nie zawsze świadomi w którym miejscu ogromnego imperium się znajdują) mieszkali skoszarowani w 50-osobowych salach, nie mieli cienia wolności czy prywatności, a ich warunki życia oddawał nieźle dawny radziecki dowcip o wojskowym wyżywieniu: na śniadanie woda z kapustą, na obiad kapusta bez wody, na kolację woda bez kapusty.








Po czarnobylskiej katastrofie, w trakcie której system był jeszcze w fazie testów i rozruchu, przysłano tu wysokospecjalistyczny oddział wojsk chemicznych, aby „umył” konstrukcję z radioaktywnego zanieczyszczenia. Prace trwały miesiąc i nie przyniosły (poza ludzkimi tragediami) spodziewanych rezultatów. Wraz z niepodległością Ukrainy doszły inne względy, dla których utrzymanie radaru stało się niemożliwe. Zabrano więc możliwy do wywiezienia sprzęt i wycofano się ostatecznie z tego terenu. Dziś chłodnie kominowe systemu chłodzenia komputerów (przy ich technologii, mocy i sposobach chłodzenia z początku lat 80-ych wymagało to budowania takich urządzeń), dawne baraki wojskowe, system laboratoriów i – przede wszystkim – ogromny szkielet radaru świadczą o tym jeszcze jednym ciekawym epizodzie historii ZSRR, którego ujawnienie i koniec zapoczątkowane zostały czarnobylską katastrofą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz